|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kiwi
Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 260
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Twincestland xP
|
Wysłany: Czw 22:36, 13 Mar 2008 Temat postu: Bo prawdziwa miłość będzie trwać pomimo wszystko ... |
|
|
To moja pierwsza w życiu jednoczęściówka ... Albo inaczej ... To moja pierwsza w życiu jednoczęściówka, którą napisałam do końca, do tego w tak krótkim czasie jakim są 2 miesiące.
Nigdy nie przepdałam za takim rozstawieniem ról, bo trafiłam tylko na jedno takie opowiadanie, w którym było bdms, więc źle mi się koajrzło.
Po przeczytaniu jakiegoś postu, do głowy wpadł mi pomysł. Postanowiłam przelać go na papier. Albo przeklikać. Właściwie to co wyszło, w ogóle nie przypomina tego czym miało być.
Jedne z nielicznych moich opowiadań, które mi się podoba.
Hmm ... Miłej lektury xD,
~*~
Wyciągnąłem kolejnego szluga z paczki i zapaliłem. To był ostatni. Pudełko wyrzuciłem za siebie i otworzyłem kolejne. Zaciągnąłem się mono dymem i zapatrzyłem się w ruiny starego obdrapanego budynku.
Siedziałem na pieńku jakiegoś spróchniałego drzewa, a palcami skubałem wysuszoną, przerzedzoną trawę. Czyli jednym słowem tak zwane meliniarskie tereny. Ludzie bali się tu przychodzić, ale o to mi właśnie chodziło. O samotność.
Spędzam tu większość dnia od ponad miesiąca. Wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca wychodzę i wracam dopiero późnym wieczorem.
Wszystko po to by nie spotkać brata. By nie widzieć go ledwo rozbudzonego jedzącego śniadanie, nie słyszeć jak nuci po prysznicem, ani przy lustrze. By nie widzieć kolejnych pogardliwych uśmiechów i wywyższającego wzroku.
Siedzę tu tak dzień w dzień i truję się wspomnieniami oraz kolejnymi paczkami fajek.
*
Siedziałem skulony na łóżku i płakałem. Znów pokłóciliśmy się z bratem oto, że zranił kolejnego chłopaka. A Nick'a naprawdę lubiłem.
Po prostu rozkochał go w sobie i rzucił. Dlaczego on jest taki bez uczuć?
*
Kłóciliśmy się bardzo często. Głównie o to, że traktował mnie jak gorszego, wyśmiewał się ze wszystkiego co robię i gardził wszystkim co mnie dotyczyło.
Ale też o to, że starałem się mu wytłumaczyć, że każdy ma uczucia. Że nie może ranić wszystkich w około w tym też mnie.
Wtedy już wiedziałem co czuję do Billem. Byłem też za etapem: "To przejdzie'.
*
Drzwi otworzyły się i do środka bez pukania wszedł mój bliźniak.
- Słuchaj Tom, rozumiem, że może być Ci żal tych wszystkich chłopaków. Ale to moja sprawa co robię i kogo ranię. Zdenerwowałeś mnie. Nie chciałem, aż tak się na Ciebie wydrzeć i znowu Cię ude ... Ty płaczesz?/i]
*
Wtedy Bill usiadł obok mnie i mocno mnie przytulił. Przegadaliśmy całą noc. Głęboko wdychałem zapach barat ciesząc się jego bliskością.
W pewnym momencie musnąłem go delikatnie w usta, ale zaraz odskoczyłem przerażony szepcząc:
- Przepraszam...
W głowie zaczęły tworzyć mi się kolejne zakończenia tej sytuacji. Patrzyłem wielkimi oczami na brata, który tylko uśmiechnął się lekko i oddał mi pocałunek.
*
[i] Zamrugałem kilka razy, ale Bill cały czas tylko się uśmiechał, nadal trzymając mnie w swoich ramionach.
Niepewnie zbliżyłem się do niego, a gdy się nie cofnął, położyłem moje wargi na ustach brata. Jedną rękę wsunąłem między czarne włosy i zacząłem delikatnie masować skórę głowy i karku.
Język Bill otworzył powoli moje usta wsunął się do środka. Srebrna kuleczka zaczęła niedbale obijać się o moje podniebienie i zęby.
Powoli podniosłem drugą rękę i zacisnąłem na jego ramieniu. Bill kciukiem ścierał zaschnięte łzy na moim policzku, a drugą rękę położył mi na biodrze.
*
Pamiętam jak zaraz po tym posłał mi nic nie znaczący uśmiech i wyszedł z pokoju. Tego dnia pierwszy raz uśmiechnął się do mnie tak normalnie. Nie z pogardą, ani obrzydzeniem. Myślałem, że teraz będzie inaczej.
Tej nocy nie usnąłem już ani na chwilkę. Nie mogłem się doczekać poranka. Z ogromnym nie kontrolowanym uśmiechem wpatrywałem się w drzwi, w których ostatni raz wiedziałem brata.
Jednak nic się nie zmieniło. Bill zachowywał się jak zawsze. Ranił kolejnych chłopaków i chwalił się tym przed kumplami.
Każdego poranka łudziłem się, że on tylko musi to wszytko przemyśleć.
Mijały dni, a ja wciąż czekałem na jakiś gest z jego strony. W końcu zebrałem w sobie całą odwagę i rano przy śniadaniu postanowiłem z nim pogadać. Strasznie dużo mnie to kosztowało.
*
Podniosłem się z łóżka. Było już po 8., a ja nadal nie mogłem usnąć. Zawsze tak miałem, gdy się zbyt denerwowałem.
Wziąłem prysznic, ubrałem się i zszedłem na dół. Zacząłem przygotowywać naleśniki, które mój brat tak lubił. Akurat gdy stawiałem na stole sos czekoladowy, czarnowłosy pojawił się w drzwiach kuchni. Ubrany był w czarne bokserki i obcisłą szarą bluzkę z czarnymi elementami. Ziewnął szeroko i podrapał się po ramieniu. Potem spojrzał na stół i wyszczerzył się szeroko. Usiadł na krześle i nałożył sobie kilka naleśników na talerz. Ja usiadłem na przeciwko niego i zaczęliśmy w ciszy pochłaniać przygotowane przeze mnie śniadanie.
- Bill - zacząłem odsuwając od ust kubek z kakao. Ucisk w żołądku, który towarzysz mi odkąd wstałem teraz nasilił się jeszcze bardziej.
- No? - mój brat nawet nie podniósł wzroku.
- Pamiętasz wtedy jak się pokłóciliśmy i jak do mnie przyszedłeś - zapytałem ostrożnie. Bill odłożył widelec i podniósł powoli głowę. Skupił na mnie uważny wzrok i prawie niewidocznie się uśmiechnął. - Dlaczego od tamtego czasu jest między nami tak samo jak zawsze? - zapytał lekko drżącym głosem. Bill nawet się nie poruszył. Patrzył mi prosto w oczy cały czas delikatnie się uśmiechając kątem ust. Wytrzymałem jego spojrzenie i nie odwróciłem wzroku, cały czas patrząc na niego wyczekująco.
- To dlatego to śniadanie? - zapytał wreszcie biorąc do buzi kolejny kęs. Kiwnąłem głową i przełknąłem ślinę. - Okeeey - parsknął śmiechem i przewrócił teatralnie oczami - Trzeba było mówić od razu. No chodź do mnie - poklepał się po kolanie. Podniosłem się z krzesła i okrążyłem stół przesuwając swój talerz po stole. Niepewnie usiadłem bratu na kolanach. Bill objął mnie jedną ręką, a drugą trzymał widelec, którym jadł naleśnika. Ucisk powoli znikał i zastąpiła go ulga. W końcu ja też zacząłem z powrotem jeść moje naleśniki.
- Pyszne śniadanie - brat oblizał wargi z czekolady i odsunął talerz, kiedy skończył jeść. - Nie wiedziałem, że umiesz robić naleśniki - uśmiechnął się do mnie i musnął mnie w policzek. Teraz w moim brzuchu rozszalało się stado motyli, a na moje usta wpłynął wielki, niekontrolowany uśmiech.
*
Pamiętam, że od tamtej pory nie mogłem przestać się uśmiechać. Cały ten dzień spędziłem z Billem. Wyszliśmy razem ze Scotty'm do parku, obejrzeliśmy film i nawet razem ugotowaliśmy spaghetti na obiad. Wieczorem usnęliśmy ciasno przytuleni w moim pokoju. Myślałem, że tak już będzie zawsze, ale nie było.
Po tygodniu trochę się to wszystko uspokoiło. Nadal zasypialiśmy razem i robiliśmy wspólnie dużo rzeczy, ale czasami Bill gdzieś wychodził sam. A ja starałem się nie myśleć o tym, że najdłuższy jego związek trwał półtora tygodnia.
Na szczęście mijały dni i przestałem się bać, bo po Billu nie było widać, żeby zaczął się mną powoli nudzić. A przecież byłem jego bliźniakiem. Zauważył bym to.
- Cześć - usłyszałem jakiś obcy głos obok. Zdezorientowany popatrzyłem w bok skąd dobiegał. Siedział koło mnie jakiś strasznie chudy i blady chłopak. - Masz ognia? - spytał uśmiechając się sztucznie. Rzuciłem mu moją czerwoną zapalniczkę i wstałem bez słowa. Kątem oka jeszcze widziałem jak zapala jointa. Cholerny ćpun.
Zacząłem iść przed siebie, aż doszedłem do parku. Usiadłem na jednej z ławek i wyjąłem kolejnego szluga. Może pewnego dnia zajaram się na śmierć.
Zawsze namawiałem Billa, żeby nie palił. A teraz sam zacząłem.
*
- Bill proszę Cię - wyjąłem bratu szluga z ręki i popatrzyłem na niego.
- Ostatni - bliźniak musnął mnie w usta i zabrał mi papierosa mocno zaciągając się dymem. Westchnąłem głęboko i przewróciłem oczami. - Już. - wyrzucił peta za okno i musnął mnie w usta. Uśmiechnąłem się lekko, ale dalej nie wzruszony wpatrywałem się w niebo. Bill złapał rękami moją twarz i delikatnie odwrócił ją w swoją stronę. Popatrzył mi prosto w oczy i mocno wpił się w moje usta. Nie mogłem już dłużej udawać. Jęknąłem cicho i odwzajemniłem pocałunek wkładając obydwie ręce pod jego koszulkę..
*
To była końcówka pierwszego miesiąca naszego związku. Jeszcze ani razu nie usłyszałem od Billa, co do mnie czuje, ale wmawiałem sobie, że to za wcześnie i że jemu jest trudno to mówić, jak jeszcze nigdy nikomu nie wyznawał uczuć.
*
Wieczorem gdy oglądaliśmy jakiś film, mój brat położył mi rękę na udzie. Zerknąłem na niego z ukosa, ale nic nie mówiłem, i jakby nigdy nic nadal wpatrywałem się w ekran. Poczułem, że Bill przesuwa dłoń coraz wyżej, a cała krew z mojego ciała spływa do podbrzusza. Brunet 'skręcił' ręką w bok i przejechał mi nią po biodrze. Przysunął się bliżej i drugą ręką odpiął szlufkę od mojego paska i rozporek. Nie byłem już w stanie ignorować tego, odwróciłem głowę w jego stronę i popatrzyłem na niego pytająco. Bill uśmiechnął się lekko i przyłożył palec do swoich ust, uprzedzając mnie bym nie nie mówił. Potem przysunął się jeszcze bliżej i musnął moje wargi swoimi, w tym samym czasie wkładając mi rękę pod gumkę bokserek.
Przestraszyłem się i oderwałem się od pocałunku, rzucając zdezorientowane spojrzenie na moje krocze. Brat jednak drugą ręką złapał mnie za podbródek i z powrotem mnie pocałował, tym razem wsuwając mi język do ust.
Jego dłoń zaczęła się nieznacznie poruszać, a srebrna kuleczka w języku obijała się o moje podniebienie i zęby. Choć nie byłem pewny, czy tego chcę, nie za prostowałem. Byłem tak zdezorientowany ... Nie wiedziałem czy wyciągnąć rękę i nie przerywać pocałunku, by Bill nie poczuł się odrzucony, czy jednak przerwać go i wytłumaczyć, że jeszcze nie.
*
Tego wieczoru tak strasznie bałem się tego co zaraz może nastąpić, ale jeszcze bardziej bałem się, że urażę Billa, jeśli odmówię. Więc nie robiłem nic. Zwlekałem do ostatniej chwili.
*
Moja koszulka wylądowała gdzieś na podłodze. Zapewne obok koszulki Billa i naszych spodni. Poczułem ciepłe usta brata na szyi i znów zadrżałem. Nie potrafiłem skupić się na niczym. Cały czas w głowie miałem myśl, o tym zaraz nastąpi. Bliźniak zaczął schodzić ustami niżej. Poczułem, że całuje mnie po klatce piersiowej, tworząc sobie drogą do dołu.
Najpierw poczułem ciepły język, a potem brat ugryzł mnie w jednego z moich sutków.
Gwałtownie złapałem Billa za ramiona i odepchnąłem go od siebie. Jednym ruchem ręki zgarnąłem wszystkie moje ciuchy i mrucząc nie wyraźne przepraszam, pobiegłem do pokoju.
*
Oczywiście czekałem, aż Bill przyjdzie do mnie, zapyta co się stało, przytuli ... Nawet ułożyłem w myślach kilka scenariuszy tej rozmowy. W końcu nad ranem, zmęczony czekaniem, usnąłem. Kiedy obudziłem się po południu, brata nie było w domu. Przyszedł późnym wieczorem. Czuć było od niego alkohol, ale wyglądał na trzeźwego.
Pamiętam jak nerwowo zacząłem się tłumaczyć i przepraszać go za wczoraj. A on tylko machnął ręką i uśmiechnął się. A uśmiechał się tak, że od razu cały świat stawał się piękny i kolorowy. I wtedy obiecałem sobie, że przy następnej okazji nie będę się bał i oddam mu się. Bo osoba o takim uśmiechu nie sprawi mi bólu. Ach, jak bardzo się myliłem.
*
Pierwszy wrzesień. Dzień naszych 19. urodzin. Wielka impreza, mnóstwo znajomych. A także rodzice u ciotki w Berlinie, więc hektolitry alkoholu.
Po 20. do naszego domu zaczęli przychodzić ludzie. Stawiali prezenty na stole w przedpokoju i nawet bez składania życzeń wchodzili głębiej do domu i od samego wejścia zaczynali pić.
Nie podobało mi się to. Ludzi prawie w ogóle nie znałem. Ale cały czas uśmiechałem się do wszystkich i cierpliwie czekałem, aż wszystko się zakończy, bym mógł dać Billowi mój prezent.
Około 4. nad ranem zobaczyłem mojego, zataczającego się brata z mikrofonem w ręce, usiłującego wejść na stół. Swoją drogą, skąd on wytrzasnął mikrofon? Wreszcie Billowi udało się dokonać tego wyczynu. Machnął do mnie ręką. Podszedłem do stołu i po chwili stałem już na nim obok brata. Bill wybełkotał jakieś zdanie z którego zrozumiałem, że otwieramy prezenty. To zajęło nam około 40 minut. Dostaliśmy różnego rodzaju maskotki, płyty i kosmetyki. Bill jeszcze dostał mnóstwo pasów, bransoletek, łańcuchów i pierścionków, a ja frotek i czapek bejsbolówek.
A gdy potem wróciłem na fotel, na którym przesiedziałem większość imprezy, usłyszałem tak długo wyczekiwane słowa.
- Koniec imprezy. Spadać do domów! - krzyknął mój brat do mikrofonu, a potem spadł ze stołu i zwymiotował.
*
Ani tego wieczoru, ani następnego dnia, Bill nie był zdolny nawet do mówienia, czy chodzenia. Więc znów cierpliwie czekałem, opiekując się nim. Robiąc różne herbatki, przynosząc miski i tabletki na ból głowy. A wieczorem usypiając obok niego z myślą o poranku.
*
Obudziłem się nadzwyczaj wcześnie. Bill jeszcze spał. Zdjąłem z niego delikatnie kołdrę i powoli usiadłem mu okrakiem na biodrach. Bliźniak lekko zmarszczył nos i czoło, a potem uchylił oczy. Położyłem obie ręce na jego klatce piersiowej i umieściłem na nich głowę.
- Jak się czujesz? - zapytałem.
- Lepiej. Teraz to już prawie cudownie. - brat uśmiechnął się prowokująco i położył obie ręce na moich biodrach.
- Co mi dałeś na urodziny? - zapytałem oblizując usta.
- Czarną koszulkę z złotym i białym nadrukiem - podniósł jedną brew do góry i uśmiechnął się do mnie - A Ty?
- Jeszcze nic. - zsunąłem ręce z jakiego klatki na pościel i podniosłem się na nich tak, że moje usta znajdowały się kilka milimetrów od jego. - Ale mam zamiar dać teraz - z ostatnim słowem, wpiłem się w jego pełne usta.
*
Wszystko potoczyło się szybko. Nie było z czego się rozbierać, bo mieliśmy na sobie tylko bokserki, więc po chwili całowaliśmy się już nago. Usta Billa znów zaczęły zjeżdżać na moją szyję i niżej, ale ja nie czułem strachu. Przygotowywałem się na ten moment prawie miesiąc. Nie bałem się już bólu i byłem pewien, że to wzmocni nasze więzi i wreszcie usłyszę od brata, te dwa upragnione słowa. Boże, jaki ja byłem naiwny.
*
Z moich ust wydobył się długi i przeciągły jęk, kiedy wargi brata objęły GO, a różowy język delikatnie zaczął jeździć po JEGO główce.
- Nie wstydź się, Tom. Głośniej - Bill podniósł na mnie prowokujący wzrok i oblizał usta. Znów pochylił się i zaczął ssać JEGO główkę, tym razem pomagając sobie ręką. Stękałem i jęczałem jego imię, i już nie hamowałem tego. Tak jak chciał. Nagle poczułem jak cała krew spływa mi do podbrzusza. Pchnąłem biodrami tak, że cały członek zniknął w ustach czarnowłosego. Bill jakby na przekór mi odsunął się i z powrotem wrócił koło mnie na poduszkę.
- Przecież chcemy dojść razem, prawda? - szepnął i musnął mnie w szyję, ssąc skórę tak, że został czerwony ślad. Paznokciem jednej ręki przejechał mi od szyi, aż do uda. Położył tam całą dłoń i zaczął wkładać ją głębiej. Po chwili poczułem ją na moim wejściu i mocno wciągnąłem powietrze. Bill oderwał się od mojej szyi i umiejscowił się między moimi nogami. Drugą rękę położył na moich biodrze, ostatni raz spojrzał mi w oczy, ale nie z tak dobrze znanym pytającym spojrzeniem, on tylko uśmiechnął się lekko i pchnął.
Poczułem jakby coś rozdzierało mnie na pół. Nie starał się, bym przyzwyczaił się do nowego uczucia, do uczucia, że coś mnie wypełnia. Nie był ani delikatny, ani czuły. Wchodził tylko we mnie i wychodził, z coraz to większą szybkością. I ból wcale nie zastąpił przyjemności, tak jak to sobie wyobrażałem. Tylko po chwili przyzwyczaiłem się do niego. A przyjemność przyszła dopiero wtedy, gdy Bill trochę zwolnił i w rytm pchnięć zaczął przesuwać ręką w górę i w dół po moim członku
*
I rzeczywiście doszliśmy razem, tak jak chciał. Wszystko zawsze było jak on chciał. Opadł na mnie ciężko dysząc, a ja odszukałem jego dłoń i splotłem nasze palce. Teraz tylko czekałem na te dwa słowa. Tylko poświęciłem, żeby je usłyszeć.
*
Bill uśmiechnął się lekko. Właściwie nie dostrzegłem w tym żadnego uczucia, ale mgiełka z oczu przeszkadzała by mi nawet by określić kolor ścian, więc na pewno się myliłem. A potem otworzył usta i nadal ciężko oddychając powiedział:
- To było wspaniałe, Tom - po czym musnął mnie w policzek. - Idę się umyć. Umówiłem się. - zabrał bokserki i wyszedł z pokoju.
*
Zostawił mnie samego. Z zaschniętymi łzami na policzkach i wielką pustką w sercu. Nie wiem ile tak leżałem, może godzinę, może więcej. Podniosłem się dopiero jak usłyszałem trzask drzwi na dole. No, ale czego innego mogłem się spodziewać po Billu. Przecież był taki zawsze i to było nie możliwe, że dla mnie się zmienił.
Ale byłem zakochany i nawet taki fakt nie dał mi do myślenia i uśmiechając się sztucznie sam, do siebie poszedłem pod prysznic.
Bill wrócił wieczorem. Ale nie był sam. Słyszałem z przedpokoju głosy jakiegoś chłopaka. Podniosłem się z krzesła i zbiegłem na dół po schodach.
*
Jakiś rudy, niewiele wyższy od Billa chłopak, roił mojemu bratu malinkę! Brunet chichotał, marudząc, że łaskocze. Podszedłem do niech szybkim krokiem i szarpnąłem brata za ramię.
- Co ty odpie***lasz? - warknąłem mocno zaciskając dłoń na jego skórze.
- Puść, ale zawołam swojego chłopaka - powiedział zimnym, wypranym z emocji tonem.
- Co twojego? - zrobiłem krok do tyłu i popatrzyłem na niego z mordem w oczach z których leciały błyskawice.
- Powtórzę, jeśli nie dosłyszałeś, nie musisz krzyczeć. Mojego chłopaka, partnera, kochanka. Nazywaj to jak chcesz.
- A ...a ja? - syknąłem zaciskając mocno wargi.
- Co ty? Myślałeś, że jak przespaliśmy się ze sobą to już za ciebie wyjdę? - zaśmiał się. I tym razem śmiech wyrażał emocje. Nie jak jego głos, czy spojrzenia. Śmiał się z wyższością i drwiną.
- A może, byłbyś łaskaw mnie poinformować, że już nie jesteśmy razem - zacisnąłem pięści, aż mi kostki pobielały.
I znów ten śmiech. Bill odwrócił się i ruszył do drzwi. Otworzył je i zastygł w progu. - A w ogóle byliśmy? - nie mógł opanować śmiechu - Ej Max słuchaj, co mój głupi brat wymyślił - usłyszałem jak krzyczy do rudzielca.
*
Od tamtej pory unikam Billa na każdym kroku. Ograniczam nasz kontakt do minimum. Po pierwsze dlatego, by go nie spotkać. By nie widzieć go ledwo rozbudzonego jedzącego śniadanie, nie słyszeć jak nuci po prysznicem, ani przy lustrze. By nie widzieć kolejnych pogardliwych uśmiechów i wywyższającego wzroku. A po drugie, po to by ograniczyć kontakt, by zapomnieć o wszystkich pocałunkach i o tym co wmawiałem sobie przez te całe 3 miesiące. By nareszcie pozbyć się tego i przestać go kochać.
~*~
Nie bijcie zbyt mocno <Kiwi chowa się pod dywan>.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
aaa4
Dołączył: 12 Mar 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 12:57, 27 Mar 2018 Temat postu: |
|
|
-Nie, mysle, ze nikomu by sie to nie udalo. - Po raz pierwszy na jego twarzy pojawil sie usmiech.
Ledwie zdazylem wejsc na poklad, kiedy na trapie pojawil sie kapitan Imrie ze swa grupa poszukiwawcza. Bez Smithy'ego. Nie zaskoczylo mnie ani to, ze nie udalo im sie go znalezc, ani to, ze szukali go tak krotko: od ich wymarszu uplynelo wszystkiego dwadziescia minut. Na mapie Arktyki Wyspa Niedzwiedzia moze sie wydawac mikroskopijnym pylkiem, ale w rzeczywistosci zajmuje powierzchnie siedemdziesieciu trzech mil kwadratowych. Do kapitana Imrie juz wkrotce musialo dotrzec, ze proba przeszukania chocby ulamka procentu tego gorzystego, skutego lodem terenu graniczy z zupelnym szalenstwem. Jego zapal do poszukiwan stygl pewnie szybko, az nie zostalo po nim sladu; ale nieodnalezienie Smithy'ego jeszcze bardziej, jesli to mozliwe, utwierdzilo go w postanowieniu natychmiastowego odplyniecia. Upewniwszy sie, ze wyladunek z pokladu dziobowego zostal zakonczony i ze caly sprzet i bagaz osobisty ekipy Gerrana znalazl sie na brzegu, wymienil z nami krotkie usciski dloni, uprzejmie nas tym ponaglajac do opuszczenia pokladu. Dzwigi zostaly juz zablokowane w pozycji podroznej, marynarze stali przy cumach gotowi do ich zdjecia. Kapitan Imrie mial zamiar jak najszybciej wcielic swoj rozkaz odbicia w czyn.
Ostatni z pokladu schodzil Otto, co wydawalo sie zrozumiale. Przy wejsciu na trap powiedzial:
-A wiec za dwadziescia dwa dni, tak, kapitanie? Wroci pan po nas za dwadziescia dwa dni?
-Nie kaze wam tutaj zimowac, panie Gerran, moze sie pan nie obawiac. - Majac lada chwila zostawic za soba te swoja znienawidzona i legendarna Wyspe Niedzwiedzia, kapitan Imrie uznal chyba, ze moze sie odrobine odprezyc. - Za dwadziescia dwa dni? Najpozniej. Jakby co, moge obrocic do Hammerfest i z powrotem w siedemdziesiat dwie godziny. Zycze panstwu wszystkiego najlepszego.
Po tych slowach kapitan Imrie rozkazal podniesc trap i odszedl na mostek, nie wyjasniajac tej dosc tajemniczej wzmianki o siedemdziesieciu dwoch godzinach. Sadzac z nastroju, w jakim nas zegnal, wcale bym sie nie zdziwil, gdyby w owej chwili rzeczywiscie mial zamiar wrocic za siedemdziesiat dwie godziny, i to z niewielkim, lecz uzbrojonym po zeby oddzialem norweskiej policji. Nie przejalem sie tym. Bylem pewien jak malo czego, ze jesli nawet taki pomysl naprawde chodzi mu po glowie, to jeszcze przed uplywem nocy bedzie musial dac sobie z nim spokoj.
Zablysly swiatla nawigacyjne i "Roza Poranka" powoli odbila od molo na polnoc, zatoczyla szerokie polkole i z poglebiajacym sie w miare nabierania szybkosci dudnieniem silnikow skierowala sie ku ujsciu Sorhammy. Mijajac ponownie molo kapitan kazal dwukrotnie dac sygnal buczkiem - tylko on sam mogl to nazywac syrena - ktorego przenikliwe, samotne zawodzenie natychmiast porwal wiatr i stlumila zaslona sniegu. Doslownie w kilka sekund sniezyca i noc pochlonely zarowno dudnienie silnika, jak i nikle swiatla pozycyjne.
Jeszcze dosc dlugo stalismy na molo, skuleni w obronie przed przenikl
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|